O miejscu ceramiki wśród wytworów artystycznych i designerskich rozmawiamy ze Zbyszkiem Blajerskim – absolwentem ASP w Krakowie, artystą, wirtuozem ceramiki.
Wszystko zaczyna się w głowie. W głowie artysty. Każdy projekt, nawet ten przetwarzany na masową skalę miał tam początek. Z małych pracowni pochodzą niepowtarzalne, ale jednocześnie użyteczne przedmioty. Dzięki współpracy artystów z potentatami na rynku sprzedaży, w naszych domach może się znaleźć mała cząstka sztuki, kreatywności i indywidualnych pomysłów.
Zbyszku, skąd zainteresowanie ceramiką?
Zbigniew Blajerski: Poszedłem w ślady rodziców. Poznali się na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Mama była na Wydziale Form Przemysłowych, a tata na Wydziale Rzeźby. Od dziecka wychowywałem się w rodzinnej pracowni. Przechodziłem kolejne etapy nauki, od dbania o porządek, aż do realizowania samodzielnych zleceń. W domu poznałem takie materiały jak: gips, żywica, drewno i kamień. Po studiach poszedłem w innym kierunku technologicznym, którym jest ceramika.
Skąd czerpiesz pomysły na nowe projekty?
ZB.: Inspiracji szukam wszędzie, w książkach, w sztuce innych, w muzyce, czy obserwując zachowania otaczających mnie ludzi. Właściwie z muzyką jestem związany od dawna. Od 15. lat gram jako basista w zespole rockowym. Zespół składa się z czterech rzeźbiarzy. Zarówno w przypadku muzyki, jak i rzeźby pomysły same wskakują do głowy. Dzięki temu, że mam pracownię, mogę je na spokojnie realizować. Zresztą tak nazywa się nasz zespół: Na spokojnie. Lubię też książki Sapkowskiego, Lema. Czytanie pobudza wyobraźnię. Zbieram komiksy. W komiksach jest to, co lubię także w ceramice: kolor. Komiksy, podobnie jak moje rzeźby ceramiczne, działają na wyobraźnię formą i kolorem.
Jak wymagającym materiałem jest ceramika?
Z.B.: Ceramika jest bardzo wymagająca. Najważniejsza przy ceramice jest precyzja i dbałość o detal. Proces powstawania rzeźby jest złożony i czasochłonny. Najpierw robię model z gliny. Jeśli osiągnę zamierzoną formę, robię na jej podstawie odlew z gipsu, na którym odciskam rzeźbę. Po wysuszeniu, wędruje ona do pieca na wypalenie w temperaturze około 1100 stopni Celsjusza. Później szlifuję rzeźbę przy pomocy frezów diamentowych, aby pozbyć się ostrych krawędzi i wystających drobin gliny. Następnie pokrywam rzeźbę odpowiednią ilością szkliwa w postaci zawiesiny. Rzeźba ląduje w piecu na kolejne wypalenie. Obróbka termiczna powoduje, że szkliwo nabiera koloru.
Wielokrotnie powielasz tę samą formę. Rzeźby są identyczne czy różnią się od siebie?
Z.B.: Jeśli chodzi o strukturę, którą buduję, czyli o torsy, to każdy jest inny. Nie ma takich, które by się powtarzały. Mimo tego, że są w znacznym stopniu podobne, to i tak każda rzeźba wysychając, kurczy się, a oprócz tego jeszcze w każdym kierunku „pracuje”, więc jest to unikatowa rzecz.
Mówisz o torsach, ale widzimy u Ciebie też inne przedmioty, np. miseczki, czarki, cukierniczki, szachy. Jak myślisz, tworzenie w ceramice ukierunkowane jest na sztukę czy funkcjonalność?
Z.B.: Moim zdaniem jedno i drugie cieszy się dużym zainteresowaniem, obie formy są potrzebne. Ważna jest unikatowość oraz estetyka. Jeżeli chodzi o torsy czy rzeźby siedzące, nie patrzę na nie w kategoriach użyteczności. Są to prace typowo artystyczne. O użyteczności możemy mówić np. w przypadku czarek. Pracownię odwiedza znajoma, która studiuje na UP. Pod moim okiem wykonuje swoje pierwsze projekty. Te czarki są jej pomysłem. Sama je zaprojektowała i wykonała, według instrukcji moich i kolegi, z którym dzielę pracownię. Mamy też cukierniczki, wykonane przez inną koleżankę. Oprócz ceramiki, do ich zrobienia wykorzystano kawałki szkła. Drobny szklany element ma znaczenie czysto wizerunkowe, poprawia estetykę, jednak wykonane są pod kątem użyteczności.
Jakie możliwości daje ceramika?
Z.B.: Ceramika pozwala mi na swobodę i abstrakcyjne myślenie. Nie wybacza błędów. Jest wymagającym materiałem, a zarazem pozwala się swobodnie kształtować zgodnie z moimi oczekiwaniami. Wiele podmiotów na rynku ceramicznym łączy te dwa elementy – sztukę i design. AS Ćmielów to fabryka, która produkuje porcelanę użyteczną, ale także ma w swojej ofercie artystyczne rzeczy. Podobnie Rosenthal, fabryka porcelany skupiająca projektantów, którzy tworzyli zastawy obiadowe, łączące w sobie funkcjonalność i sztukę. Początkowo były to niewielkie rzeczy, ale później zyskały wielu wielbicieli, zaczęły osiągać niesamowite ceny na rynku ceramiki.
Uważasz, że przez skupianie się na użyteczności można zatracić indywidualizm?
Z.B.: Nie do końca. To tak, jak z tymi szachami. Szachy zrobiłem tylko i wyłącznie po to, żeby były dla mnie. Nagle okazuje się, że przychodzą ludzie i są nimi zainteresowani. Mnie się podoba, że coś zrobiłem po prostu dla siebie, od serca, a nagle komuś wpada to w oko.
Czy potrafisz scharakteryzować swoich odbiorców?
Z.B.: Z odbiorcami tego co robię jest różnie. Podobno moje rzeźby ceramiczne podobają się bardzo lekarzom ze względu struktury, które przypominają ludzką tkankę. Generalnie nie mam konkretnie sprecyzowanej grupy docelowej. Trafiają do mnie osoby o różnych preferencjach, wywodzące się z różnych kręgów. Najwięcej klientów trafia do mnie z polecenia. Mam też odbiorców swoich prac, którzy dotarli do mnie przez stronę internetową oraz przez media społecznościowe.
Jaką przyszłość Twoim zdaniem ma ceramika, jako tworzywo artystyczne i designerskie?
Z.B.: Uważam, że ceramika jest wciąż materiałem niedocenionym. W ASP do osób, zajmujących się ceramiką przylgnęło określenie garnkolepy, co w moim odczuciu jest mylne. Wiadomo, ceramika nie jest trwała jak metal, ale mało kto zna jej liczne zastosowania, nawet przy budowie statków kosmicznych. Często kojarzy się wyłącznie z naczyniami. Jest to nieco krzywdzące. Moim zdaniem świetnie odnajduje się na obu płaszczyznach – designerskiej i artystycznej. Często obie te drogi łączą się. Takie produkty mają ponadprzeciętną wartość. Ceramika pozwala mi na swobodę i abstrakcyjne myślenie. Nie wybacza błędów. Jest wymagającym materiałem, a zarazem pozwala się swobodnie kształtować tak, jak ja tego chcę.
Więcej informacji:
zbigniewblajerski.com
www.facebook.com/ZBlajerski
Autorki:
Joanna Trzeciak i Maria Wirchniańska
Studentki kierunku Gospodarka i Administracja Publiczna Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Zdjęcia:
Zbyszek Blajerski