Dagmara Borowiec, pomaga swojemu tacie w prowadzeniu pracowni jubilerskiej i sklepu z ich małymi dziełami, by za jakiś czas przejąć rodzinną firmę. Opowiada, jak wygląda sukcesja w firmie rodzinnej i czy jej zdaniem jubilerstwo ma przyszłość.
Współcześnie rzemiosło artystyczne w Polsce jest raczej kojarzone z małymi rodzinnymi przedsiębiorstwami. To w nich z pokolenia na pokolenie przekazywane są tajemnice dotyczące kunsztu w tworzeniu indywidualnych dzieł.
Aleksandra Foligowska: Twoi rodzice prowadzą pracownię od 21 lat. Kiedy i od czego zaczęła się Twoja przygoda z biżuterią?
Dagmara Borowiec: Próbowałam wielu rzeczy, grafiki komputerowej, chciałam robić tatuaże, myślałam też o fryzjerstwie, ale to ciągle nie było to. Rodzice już od dawna namawiali mnie, żebym spróbowała robić biżuterię. Około półtorej roku temu na zachętę tata pomógł mi zrobić mój pierwszy pierścionek, a potem zaczęłam robić proste naprawy np. lutowanie zerwanego łańcuszka, dzięki czemu nauczyłam się podstaw.
Uważasz się cały czas za ucznia, czy już za rzemieślnika?
Zdecydowanie nadal jestem uczniem i jeszcze długa droga przede mną. Tak naprawdę każdy wyrób jest wyzwaniem i trzeba podejść do niego indywidualnie, więc ten zawód jest nauką bez końca.
Twój tata jest cierpliwym nauczycielem?
Czasami trzeba mi powtarzać coś 5 razy, żebym w końcu to zapamiętała, więc tak, uważam, że jest bardzo cierpliwy. Tworzysz własną biżuterię bazując na wiedzy przekazanej od rodziców.
Czy wasze prace bardzo się różnią?Jak Twoi rodzice oceniają twoje małe dzieła?
Sporo wiem od taty, ale też dużo nauczyłam się sama metodą prób i błędów. Nasze wyroby bardzo się różnią, chyba pod każdym względem. Tata woli dużą artystyczną biżuterię, a ja robię zazwyczaj drobną, w której można chodzić na co dzień, a tematyką zazwyczaj jest natura. Kiedyś zrobiłam wisior ważkę, który tak się spodobał mojej mamie, że dostała ją ode mnie w prezencie. Tata często jest zaskoczony wyrobami, które rzeźbię np. różnego rodzaju czaszki albo zwierzęta, więc chyba są ze mnie dumni.
Gdzie szukasz inspiracji do swoich projektów? Co najbardziej lubisz robić?
Tak naprawdę to wszędzie. Głównie w naturze, ale sięgałam do mitologii, fantastyki i standardowo szukam też w internecie, tam aż roi się od cudownych artystów, ale też znajduję ją całkowicie przypadkowo, sama nie wiem skąd ona się czasem bierze.
Sukcesja w firmie rodzinnej ma szczególnie specyficzny charakter. Takie przedsiębiorstwa są bardzo często traktowane są jako „dzieło życia”. Każdy założyciel chce, by spuścizna po nim trafiła w dobre ręce. Jednak sam proces sukcesji jest wyjątkowo skomplikowany, zabiera dużo czasu i wymaga odpowiedniego przygotowania i ogromnej wytrwałości.
Widzisz siebie w roli właściciela rodzinnej firmy?
Myślę, że tak. Jeszcze trochę czasu minie, dzięki czemu będę mogła lepiej się do tego przygotować, ale na razie skupiam się głównie na nauce fachu, rozwijaniu swojego stylu w biżuterii i mówiąc wprost - na sobie (w tym zawodzie oczywiście). Jak bardzo Twoja wizja sklepu, różni się od tej obecnej.
Czy wiesz co chciałabyś zmienić, czy to będą trudne zmiany?
Na pewno celowałabym w sprzedaż internetową, w tych czasach to podstawa. Na ten moment nie jestem pewna czy zostawiłabym sklep stacjonarny, a jeśli tak to chciałabym skupić się głównie na własnych wyrobach i na indywidualnych zamówieniach klientów.
Jako przyszły młody przedsiębiorca czego obawiasz się najbardziej?
Firma to duża odpowiedzialność, więc jest nawet kilka takich rzeczy. Na pewno boję się, że nie utrzymam się na rynku branżowym, że przerosną mnie koszty. Ponadto prowadzenie działalności wymaga znajomości wielu przepisów, których jest bardzo dużo i nie są przejrzyste. Boję się także, że moja pasja zamieni się w zwykłą pracę, a tego najbardziej bym nie chciała.
Jak myślisz, czy “jubilerskie sieciówki” są dużym zagrożeniem dla firm rodzinnych, takich jak Wasza pracownia?
Jubilerskie sieciówki przyćmiewają małe sklepy jubilerskie. Ludzie lubią markowe rzeczy nie zwracając uwagi na jakość tych wyrobów. Poza tym takie salony są praktycznie w każdej galerii handlowej, dzięki czemu łatwo przyciągają klientów. Jednak wydaje mi się, że coraz więcej ludzi decyduje się na zakupy w mniejszych sklepach, w których takie same wyroby są o wiele tańsze, bo nie płaci się za markę. Co więcej, można się zaprzyjaźnić ze sprzedawcą i nie jest się takim anonimowym. Praca ręczna to zupełnie inna sprawa. Jeżeli ktoś decyduje się na zakup takiego wyrobu ceni sobie oryginalność i niepowtarzalność, czego nie dostanie w sieciówce, której biżuteria jest robiona masowo.
Wasza pracownia jest rozpoznawana w Krakowie, a Twoje prace cieszą się uznaniem na portalach internetowych. Czy planujesz w przyszłości wziąć udział w targach jubilerskich?
Szczerze mówiąc jeszcze o tym nie myślałam, ale może kiedyś się na to zdecyduję.