Wywiad ze współwłaścicielką studia fotograficznego i przestrzeni coworkingowej “MILK”. Coworking oznacza wspólną lub indywidualną pracę w wynajętej przestrzeni. Eliza Shabo jest z wykształcenia ekonomistką, pracuje jednak jako fotograf. Pochodzi z Ukrainy, a do Polski przyjechała zaledwie 3 lata temu, a już prowadzi tu dobrze prosperujący biznes.
W trakcie wywiadu siedziałyśmy wspólnie w przestrzeni coworkingowej na ulicy Miodowej 41 w samym centrum krakowskiego Kazimierza. Wokół nas przy biurkach pracowali ludzie, a klienci płacili za wynajem studia fotograficznego. Pomimo tylu osób w środku wciąż jest spokojnie. Całe „MILK” sprawia wrażenie jakby czas płynął w nim wolniej.
Karolina Hyży: Pani wyuczony zawód znacznie odbiega od tego czym zajmuje się Pani na co dzień, tu w Polsce.
Eliza Shabo: Tak. Obecnie jestem fotografem. Specjalizuję się w zdjęciach portretowych oraz zdjęciach do magazynów modowych, jednak nie ma dla mnie znaczenia, że działam akurat teraz w Polsce. Mogę fotografować wszędzie i to chcę robić. Prowadzę również własną działalność.
K. H.: Jest Pani współwłaścicielką „MILK”. Od kiedy istnieje i czym tak naprawdę jest?
E. S.: Dokładnie w kwietniu obchodziliśmy drugie urodziny naszej firmy. „MILK” to przestrzeń. Może być właściwie wszystkim. Nazwa odnosi się do mleka, bo taka właśnie jest nasza przestrzeń: biała, czysta i inspirująca. Co parę miesięcy coś zmieniamy w wystroju. Nowe poduszki, obrazki. Aby nie popaść w rutynę, żeby mieć nową stymulację dla naszej twórczości. Razem z moim partnerem biznesowym mamy wspólną wizje. Nigdy nie jest tak, że jedno ciągnie w inną stronę. Idziemy w jednym kierunku. „MILK” to MY. To jacy jesteśmy. Wszystkim życzę tego, aby znaleźli taką osobę zakładając biznes. Z jednej strony spółka to ryzyko konfliktów, a z drugiej nieoceniona pomoc. Czasami ma się pomysł, ale nie umie się go dobrze sprzedać. Wtedy z pomocą przychodzi właśnie taki partner!
K. H.: Skąd wzięła Pani inspirację, aby otworzyć takie miejsce?
E. S.: Robiłam kiedyś sesje z pewną trenerką. Po sesji poszłyśmy na kawę i bardzo dużo rozmawiałyśmy. Swoją drogą ta kobieta to żona współwłaściciela. Opowiadała mi, jak bardzo brakuje jej miejsca, żeby prowadzić swoje zajęcia jogi. Nie chciała bowiem wynajmować sportowych sal. Potrzebowała przytulnego, inspirującego miejsca dla siebie i swoich kursantów. Takiego, w którym wszyscy będą się czuć swobodnie i dobrze. Już wtedy miałam pomysł, żeby otworzyć studio fotograficzne i coś jeszcze. Też potrzebowałam miejsca dla siebie, a wtedy nie znałam jeszcze w Polsce nikogo i słabo mówiłam po polsku. Na początku był tylko pomysł. Później zaczęłam nieśmiałe poszukiwania. Widziałam miejsca na rynku w Krakowie i na Kazimierzu. Kiedy zobaczyłam nasz obecny lokal nie wiedziałam o nim nic: jaka jest cena, jakie są warunki, ale musiałam go mieć! Wtedy wiedziałam, że znalazłam odpowiednie miejsce.
K. H.: Czyli lokal to był impuls. Nie bała się Pani tak zaryzykować?
E. S.: Bardzo się bałam. W Kijowie chociażby, w ciągu dwóch miesięcy od otwarcia biznesu wiadomo, czy dana działalność się opłaca. Tutaj jest inaczej. Musiałam bardzo długo czekać i zastanawiać się, czy cokolwiek się zwróci. Na początku miałam tylko miejsce. Dopiero później powstał w nim coworking, a później przychodziły pomysły na wszystko inne.
K. H.: Po tym co widzę wnioskuję, że się opłaca (śmiech).
E. S.: Myślę, że się opłaciło, ale na początku ciężko było czekać. Był strach, stres, brakowało pieniędzy. Teraz jest lepiej, jest personel, który bardzo mi pomaga w promowaniu firmy.
K. H.: Wiem, że prowadzi Pani również warsztaty. Może parę słów na ten temat?
E. S.: Owszem prowadzę warsztaty fotograficzne, ale dość rzadko. Robię je raczej z pasji i jako hobby, niż dla zarobku. Kiedyś sama musiałam się uczyć i chodziłam na takie warsztaty. Większość osób prowadzących je niczego mnie nie nauczyło, bo oni nie chcieli uczyć. Byli świetni w tym co robili, ale nie chcieli zdradzać tego, jak im się to udaje. Zwykle po takich warsztatach byłam rozczarowana i czułam się oszukana. Przez te doświadczenia, obecnie staram się prowadzić zajęcia, z których naprawdę można coś wynieść.
K. H.: Czy sądzi Pani, że to co Pani stworzyła jest innowacyjne?
E. S.: Myślę, że jest. „MILK” to nie jest typowy coworking. To przestrzeń i tak lubię ją nazywać. Miejsce wydarzeń kulturalnych, warsztatów. Rano mamy tu studio fotograficzne, a wieczorem salę konferencyjną i to jest właśnie piękne. Ta zmienność, która ciągle inspiruje. Otwierając swój biznes trzeba pamiętać, że nie zawsze musi być innowacyjny w dosłownym znaczeniu tego słowa. Można robić coś, co już istnieje, ale rzecz w tym, żeby połączyć to z czymś nowym i zrobić to super! Można przykładowo otworzyć restaurację, ale trzeba pamiętać, żeby wprowadzić do niej coś od siebie. Zrobić w niej coś nowoczesnego, co przyciągnie klientów. Bo istnieje bardzo wielu klientów w różnych branżach i każdy z nich szuka czegoś innego. My nie celujemy w typowy coworking, a bardziej w „openspace” – otwartą, przytulną przestrzeń.
K. H.: Co Pani dalej planuje?
E. S.: Chce się rozwijać. Mam kilka pomysłów, aby łączyć ludzi. Jest wiele początkujących dobrych fotografów oraz ludzi, którzy chcieliby skorzystać z ich usług. Chciałabym, żeby klienci mogli przyjść tu i wiedzieć, że osoba, którą tu spotkają będzie dobra w swojej profesji. Chcę być kojarzona z zapewnianiem dobrej jakości usług. Cudownej przestrzeni, profesjonalnych fotografów. Chcę być kojarzona z czymś dobrym, może kiedyś nie tylko z tym, co na razie mam.
Autor: Karolina Hyży, studentka kierunku Administracja, Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie
Źródło zdjęć: MILK coworking & photo studio